Malutkie, na gryza. Na jednym, dwóch nie da się skończyć jeść. Idzie cała seria wprost do ust. Niepozorne, kuszące, znikające.
Siostra przyniosła przepis od Róży i powiedziała, że to na spożytkowanie tych kilku żółtek, które zostały z poprzedniego dnia. No dobra. Pomieszałam składniki, zagniotłam ciasto, upiekłam pierwszą blachę i wpadłam. Niby zwykłe ciasteczka okazały się wciągające. Z cytrynowym lukrem - niebo w gębie.
W świąteczne dni drzwi domu nie zamykały się. Kolejne tury gości wpadały spędzić z nami chwilę po dłuższym niewidzeniu. W pieczeniu kolejnej porcji ciasteczek pomagała mi dopiero co poznana 6-letnia Nastka. Sprawnie wycinała kształty, lukrowała upieczone ciastka, posypywała kolorowymi cukierkami i częstowała wszystkich w domu. Było nas sporo, dzieciaki biegały, śpiewały, wyjadały ukradkiem posypkę i cukier puder.
Odświętne półkruche ciasteczka, wcale nie dietetyczne. Pyszne. Warte tego, by przepis poszedł w świat!
Ciasteczka Róży
- 1/2 kg mąki pszennej
- 1 kostka masła (200g)
- szczypta soli
- 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
- 3 żółtka
- 3 łyżeczki cukru
- 3 łyżeczki kwaśnej śmietany
Wymieszać żółtka, cukier i śmietanę. Połączyć wszystkie składniki i zagnieść ciasto w kulę. Schłodzić w lodówce około 30 minut. Rozwałkować cienutki placek i wycinać nożem malutkie ciasteczka. Piec 15 minut w temperaturze 180 stopni aż lekko urosną i zbrązowieją.
Lukrować dowolnie. Rewelacyjne z lukrem cytrynowym (3/4 kubka cukru pudru wymieszane z 3 łyżkami soku z cytryny) i kolorową posypką.