25 sierpnia 2014

Wspólne gotowanie w ogrodzie, czyli warsztat kulinarny w Londynie


Pomysł wyszedł przypadkiem w rozmowie nad Tamizą. W majowym słońcu rozłożyliśmy się ze znajomymi znajomych na nabrzeżu w Richmond. Gadka szmatka i padło "a to ty jesteś tą blogerką?". Śmiesznie się czuję jak mnie tak nazywają. Temat zszedł zaraz na doświadczanie jedzenia, gotowanie i eksperymentowanie w kuchni. Że jednym to łatwo wymyślać, a innym trudno sobie wyobrazić, przeglądając przepisy, co by z tego mogło wyjść. Że woleliby zobaczyć na żywo jak coś się robi niż o tym czytać. "A może zrobiłabyś warsztat w Londynie?" - usłyszałam. 

Kalendarz napięty mam mocno, co rusz jakiś wyjazd. Pierwszy wolny weekend pojawił się dopiero w sierpniu. Najczęściej gotuję sama ze sobą, więc pomyślałam, że warto by było sprawdzić się w innej roli. Data została ustalona, zaczęłam działać. Pomysłów tysiąc pięćset, i to zrobimy, i to... Hola hola! Rozpisałam wszystko w excelu (sic!), czego ile, w jakiej kolejności, co zabrać z Warszawy, co ogarnąć na miejscu. Logistyka do kwadratu. 
I poleciałam.

W Londynie wyzwaniem okazało się zdobycie dobrej jakości warzyw i owoców. Niby są tam jakieś markety, ale nie działają codziennie i nie tam gdzie mi było po drodze. Ach, ryneczki, bazary w Polsce to jest to! Pół dnia biegania i udało się w końcu odhaczyć wszystko na liście zakupowej.

W sobotnie południe zebrała się przy stołach w ogrodzie grupa uśmiechniętych osób głodnych nowych kulinarnych wrażeń. Spędziliśmy kilka dobrych godzin na wspólnym gotowaniu, dobrze się przy tym bawiąc. Nasze menu było różnorodne. Przygotowaliśmy kokosową kaszę śniadaniową z owocami, orzeźwiające lemoniady, kilka wersji hummusa, dwa rodzaje pesto, kolorowe rollsy, awokado z azjatyckim dressingiem, kaszę bulgur z burakiem i fasolą adzuki i farinatę z suszonymi pomidorami. Nie mogło zabraknąć deseru, dlatego powstał też (a niektórzy powiedzą, że przede wszystkim) mrożony sernik orzechowyZ radością patrzyłam jak uczestnicy warsztatu odkrywają nowe smaki, kroją, miksują, próbują i cieszą się każdym kęsem. Supermarketowe pesto, gotowy hummus, ciecierzyca w puszce odchodzą w zapomnienie. Nie było ściąg w postaci dokładnych instrukcji, nie było dokładnego odmierzania. Była za to praca na dobrych produktach, pyszny efekt, kupa śmiechu i pełne (ale nie bolące) brzuchy.

Nie skończyło się na warsztacie. Minął dopiero tydzień, a dostałam już kilka wiadomości z wysp: "Kupiłem kaszę jaglaną! Będzie wypas śniadanie.", "Znalazłam mąkę z ciecierzycy i zrobiłam farinatę, która zasmakowała nawet mojemu mężowi, który nie przepada za wynalazkami.", "Mam już specjalną półkę na fasole, nasiona i pestki", "Chce mi się eksperymentować i probować nowych zdrowych rzeczy" itd. Dzieje się. To najlepsza dla mnie ocena warsztatu jaka może być.
Dziękuję!



Dziękuję  Marcie za zaproszenie i udostępnienie miejsca oraz Ani i Jankowi za udokumentowanie całego wydarzenia.


7 komentarzy:

  1. Jak robię zupę z soczewicy to zawsze korzystam z Twojego przepisu. Uwielbiam go, więc nie dziwi mnie reakcja warsztatowiczów. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dahl dobry jest! fajnie, że korzystasz. lablabi też jest niezła jeśli lubisz takie smaki.

      Usuń
  2. super było , przyjemnie i pysznie :)

    Ania S

    OdpowiedzUsuń
  3. Martusia! Fajnie! Smacznie pewnie. Gratuluję występu. :-)))
    TaTa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pan Tadeusz!
      Marta przyjedzie do mnie za tydzien. Ciekawa jestem co Marta mnie ugotuje:)
      (Ja tez bede gotowac japonskie jedzienia!) Prosze poczekac na zdjecia.
      Serdeczenie pozdrawiam i dziekuje za dziem!
      Seiko

      Usuń

Printfriendly

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...