Wczoraj, po kilkunastogodzinnej podróży, wylądowałam w Maladze. I poczułam się jakby po dwóch tygodniach mnie wypuścili z piwnicy. Słońce, światło, zielono! Niesprawiedliwe to, że w Polsce tak ciemno. A słońce przecież jest i tam, tylko nad grubą warstwą chmur. Może by tak te chmury jakimś odkurzaczem wciągnąć?
Okazało się, że bez czosnku ciężko żyć. Kombinowałyśmy z siostrą co karmiąca matka mogłaby chcieć zjeść. Wszelkie pomysły to były dania z czosnkiem! Udało się zrobić nawet niezłą tartę z cukinią i fetą. Z czosnkiem byłaby lepsza, ale to dopiero za jakiś czas...
Moje serce zostało z 6-tygodniową księżniczką warszawską. Ciało wróciło do Andaluzji i domaga się normalnego jedzenia! Nieświątecznego.
No to może rybę? Lubina, czyli skalnik. Popularna tutaj, delikatna, biała ryba. Co by tu z nią zrobić?
W lodówce znalazłam imbir, czosnek, cytrynę, limonki, papryczki chilli... Narodził się pomysł.
Marynata (wymieszać poniższe składniki):
- starty imbir (ok 2 cm)
- starta skórka z połówki cytryny
- 2 łyżki soku z limonki
- 2 posiekane papryczki ostre (bez pestek)
- 2 ząbki czosnku (zmiażdżone)
- szczypta soli
- 2 łyżki sosu rybnego (można zastąpić sosem sojowym, ale wtedy pominęłabym dodatkową sól)
Świeżą, oczyszczoną rybę natarłam marynatą, w środku i z zewnątrz. Odstawiłam przykrytą folią do lodówki na 1,5 godziny. Czekając aż ryba przejdzie imbirowo-cytrusowo-czosnkowym smakiem, czytałam gazetę na tarasie. W efekcie, po godzinie leżakowania, mam ładnie opalony dekolt :) Jaki styczeń..?
Zwykle rybę piekę w folii aluminiowej, ale bardzo też lubię grillowaną. Piekarnik mam tu podstawowy, ale opcja grill niby jest. Aby skórka pozostała chrupiąca i nie przywierała, ułożyłam ryby w formie silikonowej, której używam do pieczenia tart. Wyszło nieźle! Piekłam 30 minut w temp. 190 stopni, po 15 minutach przewracając ryby na drugą stronę.
Lubiny miały konkretny smak i chrupiącą skórkę. Podałam je z garścią rukoli, pomidorem i hummusem. Hummus do ryby pasuje świetnie! Przepis tutaj.
Niskotłuszczowy, bogaty w białko, lekki, świeży, niezapychający posiłek. Z chłodnym, białym hiszpańskim winem, rzecz jasna!
Marynujcie, nacierajcie ryby! Można je zrobić kolejny raz z pietruszką, ale czemu nie poeksperymentować?
Rozpakowuję walizę. Przywiozłam z Polski trudno dostępne lub nieznane tutaj produkty: chrzan, ziele angielskie, kaszę manną, nalewkę z pigwy, mieszanki herbat owocowych. Dziesięć książek i muzykę. I milion pięćset zdjęć. Będzie co robić w "zimowe" wieczory.
wszystko ok, a gdzie ten dekolt ?
OdpowiedzUsuńOj Martitta! Kubisz sobie dogadzać! Rybki palce lizać!
OdpowiedzUsuńTy się opalasz, a do nas ma wrócić zima. Wiesz jak pięknie będzie!?
Jaka piwnica, będzie duuużo światła, białego, snieżnego. Takiego tam w Marbelli nie masz!
TaTa
Pamiętam jak brak ogrzewania na Puławskiej rekompensowała nam nalewka od Pana Taty :)
OdpowiedzUsuńA ta imbirowa ryba była pyszna! :-) I hummus też :-) Dzięki Marti :-)
OdpowiedzUsuńEch, nalewka z pigwy...
OdpowiedzUsuńWielu chrzanów warta!
(Gralaletka)
Wlasnie wczoraj przyrzadzilam wg tego przepisu suma afrykanskiego. Dal rade :))) Marta - byl pyszny, ziemniaczki tez, wielkie dzieki! Tylko humus kupilam gotowy ...juz nie mialam sily sie bawic.... Pozdrawiam! Halinka
OdpowiedzUsuń:) cieszę się, że smakowało! spróbuj kiedyś zrobić hummus. pycha!
Usuń