12 lipca 2013

Jak MŁODY BÓB zawrócił mi w głowie

Krótka i pouczająca historyjka o uważności.
Przed południem wybrałam się na bazarek (tak mówią w Warszawie), czy ryneczek (tak za to w Słupsku i Łodzi), bądź targowisko (Wrocław), w Londynie pewnie będzie to "markecik", a w Andaluzji mercadillo. Nabyłam worek bobu. Lubię bób, myślę sobie, zrobię coś fajnego z bobu. Jest kilka opcji, coś wrzucę na bloga by podać dalej jakiś inny sposób na bób. Wrzuciłam bób do gara, zalałam wodą, gotuje się. Zaraz mam wychodzić na umówione spotkanie, a temu bobu jeszcze chwilkę trzeba. Dzwoni telefon. O! Przyjaciółka ukochana, dawno nie rozmawiałyśmy, jak miło. Gadamy, zbieram się szybko, wychodzę. Gadamy przez całą moją drogę na owe spotkanie. Tyle mamy sobie do opowiedzenia. Miałam jechać rowerem, ale jak tu pogadać jadąc, więc idę pieszo. Mokotów taki ładny, zielony. O, w Zielniku piękny ogródek, sporo ludzi, ładnie. Docieram na spotkanie spóźniona, jakoś ta trasa dłuższa się zrobiła niż kiedyś była. No i zagadałam się przecież. Przepraszam więc za niepunktualność. Zamawiam piwko w ogródku regeneracyjnym i ... wraca w myślach ten bób. Wyłączyłam gaz wychodząc z domu, czy nie wyłączyłam? Pewnie wyłączyłam. Gadamy. Ale coś ten bób wraca w myślach jak natręt: a może jednak nie wyłączyłam? Próbuję się rozluźnić, bo mnie już ten bób trochę zdążył spiąć. Bo przecież to niebezpieczne. Garnek się spali, szkoda. A jeśli ogień zająłby kuchnię, mieszkanie, sąsiadów lokale? Mało to się słyszy o pożarach z takich głupich powodów? O, matko! Uspokój się, mówię do siebie. Na pewno wyłączyłaś, tylko nie zarejestrowałaś. Ale wyobraźnia podsuwa mi obrazy jak w tabloidzie: roztargniona kobieta spaliła mieszkanie, bo nie zdjęła bobu z gazu! Ojej. To ja już pójdę. Lecę sprawdzić co z tym cholernym bobem! Zbliżam się do okolicy, w której mieszkam. Dymu czarnego nie widzę, uff. Syren strażackich nie słychać. Drugie uff. Na klatce nie czuć spalenizną. Wbiegam do kuchni, a bób leży na sitku. Leżakuje, kuźwa! Nawet go odlałam przed wyjściem! Usiadłam. Niezły film sobie wkręciłam. Teraz sobie przyczepię na drzwiach wyjściowych naklejkę z napisem BÓB.







Mocny bób z zieleniną
Ugotować bób w osolonej wodzie. Odcedzić, przełożyć do ceramicznej miski. Dodać trochę oliwy z oliwek, zmiażdżony ząbek czosnku i dużo posiekanej natki pietruszki lub bazylii. Jeść jeszcze ciepły. Na zimno też dobry. Najlepiej smakuje jedzony palcami prosto z miski.







Pasta z bobu
Ugotowany bób (ze skórką) zmiksować dodając 
pastę sezamową (albo uprażony na suchej patelni i
zmiksowany sezam), sok z cytryny, wędzoną paprykę w proszku, ząbek czosnku, trochę oliwy. Można dodać ulubione świeże zioła (np. kolendrę, bazylię), co poprawi jej kolor. Pasta ma kremową konsystencję, dobrze się rozsmarowuje na chlebie. Nada się też do maczania krakersów, świeżych warzyw pokrojonych w paski. 

Pasta z bobu powstała spontanicznie, kiedy w pewnej kuchni znalazłam rozgotowany bób, którego nikt nie chciał jeść. Przecież nie wyrzucę...






3 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. hahaha to jednak TEN bób który skrócił nam mocno spotkanie :))) A dziś właśnie kupiłam torbę i ugotuje na jutrzejszą drogę ten MOCNY. Jak moc będzie do szybko dojedziemy nad morze :))

    OdpowiedzUsuń

Printfriendly

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...